Kiedy zabieramy się za wprowadzanie zmian w naszym życiu, mamy często tendencje do wywracania wszystkiego do góry nogami. Raczej nie wygląda to tak, że wyznaczasz sobie jeden obszar w życiu, który chcesz poprawić, po czym wyznaczasz sobie w tym obszarze jeden cel, a następnie skupiasz się tylko na nim…
Zazwyczaj wygląda to tak, że chcesz jak najszybciej osiągnąć wszystko, co tylko można i poprawić swoją sytuację w każdej możliwej materii.
Chcesz schudnąć, zwalczyć jakiś nałóg, więcej zarabiać, mieć więcej czasu, podróżować, założyć nowy biznes, itd. Zazwyczaj kiedy stwierdzasz, że chcesz coś zmienić, podchodzisz do tematu „hurtowo”. Chcesz wszystko na już, a najlepiej na wczoraj.
Poruszyłem ten temat we wpisie „Laserowe skupienie”.
Zabawne jest to, że dotyczy to większości z nas. Niby jesteśmy tacy inteligentni, a jednak zdajemy się nie rozumieć prostych prawd życiowych. Wydaje nam się, że kiedy zdecydujemy się wziąć za siebie (w jakimś kontekście), to nagle magicznie staniemy się ultra-produktywni i poukładamy całe nasze życie w jeden dzień.
Ponadto bardzo często nie potrafimy myśleć racjonalnie odnośnie takich zmian.
I tak oto ktoś, kto od lat nie trenował, nagle chce biegać godzinę codziennie. Wcześniej popołudnia spędzał grając na konsoli i zajadając się fastfoodami, ale od jutra będzie już tylko czytał książki i jadł sałatki.
Pierwsza fala determinacji zazwyczaj daje radę to wszystko utrzymać – przynajmniej przez kilka dni. Ale gdy tej determinacji zabraknie, pojawia się problem. Najpierw odpuszczamy jedną rzecz, później przekładamy kolejną, po czym robimy wyjątki w kilku sprawach, racjonalizujemy sobie różne rzeczy, kończąc na tym, że jesteśmy sfrustrowani brakiem zmiany. Czekamy wtedy jakiś czas, aż nagle poziom frustracji znów rośnie, a my tym razem ogarniemy wszystko lepiej niż poprzednio. Tym razem się uda… I tak w kółko: zaczynasz kolejną dietę, kolejny raz rzucasz palenie od zaraz, kolejny raz planujesz ćwiczyć 5 razy w tygodniu na siłowni, i tak dalej. Zjebane koło fortuny.
To naprawdę nie ma prawa zadziałać. I musimy się w pewnym sensie z tym pogodzić.
Gdzie więc leży błąd? Czy mamy gasić naszą motywację?
Absolutnie nie!
Bardzo dobrze, że dostrzegasz wiele obszarów, które chciałbyś poprawić. Dobrze też, że masz ambicje i interesuje Cię wysoki wynik. To świadczy o tym, że zdajesz sobie sprawę ze swojego potencjału – wiesz, że możesz być lepszy. Wiesz, że stać Cię na więcej. Super, że masz punkt docelowy, tzn. że potrafisz sobie wyobrazić, jak by to miało wyglądać idealnie. Świadomość tego punktu docelowego jest ważna.
Ale nie ignoruj drogi, która do tego celu prowadzi!
Zazwyczaj stawiamy sobie cel i patrzymy na niego jak na jeden stopień do pokonania – albo ćwiczę 5 razy w tygodniu, albo nie ćwiczę wcale. Wszystko albo nic. Tymczasem do zmiany, którą chcesz wdrożyć, może prowadzić wiele mniejszych stopni. To nie jest przecież tak, że dziś jesz niezdrowo, po czym postanawiasz to zmienić, a więc kolejnego dnia za pomocą magicznej różdżki zmieniasz swoje postępowanie i tak już zostaje na zawsze – sprawa załatwiona. Tak się nie dzieje.
To jest bardziej złożony proces. To są tysiące podjętych decyzji w ciągu najbliższych miesięcy. To są dziesiątki zakupów, setki przygotowanych potraw, wiele stoczonych z samym sobą (i swoimi pokusami) walk.
Oczywiście nie chodzi o to, aby komplikować, ale o to, żeby nie patrzeć na upragnione zmiany tak krótkowzrocznie.
Nie patrz na zmianę jak na jeden stopień – spójrz jak na schody, albo drabinę, która ma wiele szczebli. Zdecydowanie lepiej będzie mieć ten docelowy obraz siebie gdzieś z tyłu głowy, ale skupiać się na pokonaniu tylko najbliższych szczebli – tych, które na dzień dzisiejszy są w Twoim zasięgu.
Nie rzucaj się na zmianę swojego życia o 180 stopni. Zastanów się raczej jak chciałbyś, żeby ono docelowo wyglądało oraz jak wygląda teraz. Przeanalizuj różnice, które widzisz, a następnie (wiedząc w jakim kierunku chcesz iść i gdzie chcesz dojść) zaplanuj sobie trasę, która Cię tam doprowadzi. Nie musisz od razu znać całej drogi, wystarczy raczej znać kierunek i miejsce docelowe, a potem wyznaczyć sobie kilka kolejnych kroków, które po prostu są możliwe do wykonania bez zajeżdżania się.
Przykładowo: jeśli chcesz schudnąć 20 kilogramów, to najpierw zastanów się co będziesz potrzebował zmienić oraz jaki jest najbliższy krok do osiągnięcia tego celu. Skup się na wprowadzaniu zmian po kolei, jedna po drugiej, a nie wszystko naraz. Już w obrębie tego jednego celu jest masa zmian do wdrożenia. Być może będziesz musiał zacząć ćwiczyć. Być może będziesz musiał wcześniej wstawać. Być może trzeba będzie inaczej jeść, nauczyć się liczyć kalorie, zmienić styl gotowania, robić inne zakupy, i tak dalej. Nie zaczynaj więc wszystkiego zmieniać od już, bo ta przygoda skończy się po kilku tygodniach i wrócisz do punktu wyjścia. Zrób małe kroki. Wprowadź kilka małych zmian w pierwszym tygodniu – np. zrezygnuj ze słodyczy, kup wagę kuchenną, zainstaluj Fitatu i spaceruj codziennie po 20 minut. W kolejnym tygodniu znów wprowadź małą zmianę w diecie, pij więcej wody i np. wydłuż czas spacerów albo dorzuć 5 minut porannego rozciągania. Za tydzień zacznij ważyć produkty i liczyć kalorie, poczytaj coś o odżywianiu, itd. I tyle – bez niepotrzebnego szarżowania. Powoli, stopniowo wprowadzaj kolejne zmiany, a po kilku tygodniach zauważysz, że masz już wspierające nawyki, dzięki którym możesz robić coraz bardziej wymagające rzeczy i coraz szybciej iść w kierunku Twojego celu. Rozpędź się jak lokomotywa.
Dlaczego kroki powinny być małe?
Chodzi o wykształcenie nawyku robienia czegoś, pracy nad czymś, działania w jakimś konkretnym kierunku.
Dla mózgu nie ma znaczenia (w kontekście samego budowania nawyku), czy idziesz biegać na 10 minut czy dłużej. Liczy się raczej to, że poszedłeś biegać – rozpocząłeś i przeprowadziłeś jakieś działanie. Wykonałeś jakąś czynność. Kiedy będziesz ją powtarzał, zaczniesz potrzebować do tego coraz mniejszej ilości siły woli i dyscypliny. Po prostu z każdym kolejnym powtórzeniem będzie coraz łatwiej się za to zabrać oraz to wykonać. Będziesz również coraz mniej o tym myśleć. I właśnie wtedy można stopniowo podnosić poprzeczkę – bo sam nawyk robienia danej rzeczy jest już wypracowany, teraz tylko pracujesz nad tym, aby robić to przez określony czas, a więc ten czas stopniowo zwiększasz.
Tymczasem ludzie najczęściej nie dochodzą do momentu wykształcenia się nawyku, bo narzucają sobie zbyt dużą intensywność już na samym początku, po czym wypalają się, tracą motywację i odpuszczają. Albo zabierają się za zbyt wiele rzeczy jednocześnie i gubią się w tym wszystkim – nie wytrzymują presji, jaką sami sobie narzucili. Kończą dokładnie tam, gdzie zaczęli – tyle, że o wiele bardziej sfrustrowani i zniechęceni. Budują sobie na własne życzenie przekonanie o tym, że nie potrafią czegoś zrobić, że coś jest trudne, że to nie dla nich, itd.
Jak widzisz po powyższym przykładzie dotyczącym zrzucania wagi – już wokół samego tego jednego tematu jest wiele mniejszych zmian do wprowadzenia. Jeśli ponadto miałbyś jeszcze kilka innych, dużych celów, to nie dasz rady wszystkiego pogodzić. Masz skończoną ilość uwagi, silnej woli i dostępnego czasu w ciągu doby. Dlatego właśnie warto zajmować się wprowadzaniem zmian po kolei i bez pośpiechu. Dzięki temu będziesz w stanie odpowiednio skupić się na wdrażaniu danej zmiany, a gdy zbudujesz nawyk (i tym samym uwolnisz pokłady silnej woli), będziesz mógł zająć się kolejnymi tematami lub zwiększyć trudność. W innym wypadku prawdopodobnie nie uda Ci się osiągnąć nic spektakularnego – a nawet jeśli, to i tak w jednej czy dwóch rzeczach, które samoistnie staną się Twoimi priorytetami. Nie ma więc sensu się tak zajeżdżać, skoro końcowy efekt będzie w najlepszym wypadku podobny, tyle że okupiony ogromną frustracją i zmęczeniem…
Zajmij się jedną czy dwoma rzeczami, skup się na nich, zacznij powoli – małymi krokami.
Z czasem, gdy wykształcisz odpowiednie nawyki, będziesz mógł podnosić poprzeczkę i dodawać kolejne elementy. A gdy daną rzecz będziesz już robił automatycznie, zajmiesz się kolejnymi.
Na spokojnie, bez ciągłej gonitwy, bez ciągłej frustracji.
Kiedy będziesz realizował zmiany w taki sposób, wydarzy się jeszcze jedna ważna rzecz – zbudujesz w sobie poczucie, że dajesz radę. Twoje poczucie własnej wartości wzrośnie, a Ty będziesz sobie bardziej ufał. Będziesz wiedział, że jeśli coś postanawiasz, to podchodzisz do tego z głową i wiesz, co jest w Twoim zasięgu. Będziesz miał zaufanie do swoich planów i będziesz wiedział, że nie skończy się tylko na fantazjach – że kiedy coś postanawiasz, to konsekwentnie to realizujesz. Takiego efektu nie osiągniesz, gdy będziesz próbował zmienić swoje życie o 180 stopni – wtedy będzie zupełnie odwrotnie, będziesz czuł, że ciągle nie dajesz rady, że jest coś z Tobą nie tak, itd. A to niestety nie pomaga w realizowaniu kolejnych celów. Każdy taki skok będzie kończył się demotywacją.
To nie sprint, tylko maraton.
Nie ma potrzeby wypstrykać się ze swoich chęci w ciągu najbliższych kilku dni czy tygodni – to nic dobrego nie przyniesie. Małe kroki, powtarzane codziennie, doprowadzą Cię znacznie dalej.